środa, 1 sierpnia 2012

John Ronald Reuel Tolkien - Hobbit

John Ronald Reuel Tolkien urodził się pod koniec XIX wieku. Za początek jego zamiłowania do literatury możemy uznać rok 1911, kiedy rozpoczął studia w zakresie filologii klasycznej, a kilka lat później zaczął pisać opowiadania. Weszły one w skład Silmarillionu, czyli zbioru opowieści o Pierwszej Erze Świata poprzedzającej dzieje opisane w kolejnych dziełach Johna. Hobbit narodził się z historyjek, jakie sam autor opowiadał swoim dzieciom przed snem. Kolejną książką, jaką zasłynął Tolkien był Władca Pierścieni, nad którym prace zaczęły się jeszcze rok przed wydaniem poprzedniej powieści. Pisanie go zajęło ponad dziesięć lat. Stał się nie tylko światowym bestsellerem, ale także inspiracją dla osób zainteresowanych sztuką.

Hobbit albo tam i z powrotem to niezaprzeczalnie powieść fantasy, która miała być przeznaczona głównie dla dzieci, jednak podczas pisania, przeistoczyła się w książkę dla czytelników z nieco starszej grupy wiekowej. Autor przedstawił w niej świat, który sam stworzył – Śródziemie. Powieść zawiera opis plemion zamieszkujących tę krainę, hobbitów, elfy, gobliny, trolle i inne stwory. Ponadto każde z nich ma własne tradycje, historię i język, którym się posługuje. Istnieje tu również oryginalna rachuba czasu – występują trzy Ery Świata.

Akcja powieści rozpoczyna się od krótkiego wyjaśnienia tego, czym jest hobbit, wzmiance o głównym bohaterze oraz jego rodzie. Bilbo Baggins to hobbit, o którym mowa. Był to typowy, niczym nie wyróżniający się mieszkaniec nor. Mały, ubrany w zieloną bluzkę i żółte spodnie, o kręconych, gęstych włosach, z niemałym brzuchem. Lubił dobrze zjeść i prowadzić spokojne życie.

Wszystko zaczyna się komplikować, gdy któregoś dnia pewien starzec przychodzi do niego z wizytą. Po krótkiej rozmowie hobbit potrafi odgadnąć, że odwiedził go sam czarodziej Gandalf – człowiek o niskim wzroście i długiej brodzie, ubrany w szary płaszcz i wysoki, spiczasty kapelusz. Jego imię nie jest żadną nowością w Śródziemiu. Znany jest bowiem z męstwa, odwagi i mądrości. Gdy zjawia się w mieszkaniu Baggins’a, tłumaczy mu, że zgodnie z historią jego rodziny, hobbit ma w żyłach zamiłowanie do odkrywania nieznanych lądów i wyruszanie na wyprawy w poszukiwaniu przygód. Mimo że początkowo nie był zbyt przyjaźnie nastawiony do mężczyzny, a wizję ruszenia się ze swej przytulnej norki uważał za niedorzeczną, nie miał innego wyjścia – mag podjął decyzję za niego. Wkrótce do jego domu zaczęły schodzić się krasnoludy, było ich aż trzynaście. Okazały się chciwymi, żądnymi skarbów istotami. Zaplanowały wędrówkę do Samotnej Góry, gdzie zostały ukryte skarby, które należały do ich plemienia, lecz wejście tam nie było łatwe – najpierw trzeba było zmierzyć się ze smokiem, który stał na warcie.

Wyprawie towarzyszy wiele przygód. Podróżnicy napotykają między innymi na trolle i o mało nie płacą za to życiem oraz na gobliny skazujące ich na śmierć, której udało im się uniknąć dzięki zaklęciu Gandalfa. Jednak to nie koniec niebezpieczeństw. Z każdą przebytą milą staje się coraz gorzej, lecz z wielu sytuacji bohaterom udaje się wyjść bez draśnięcia dzięki sprycie i bystrym umyśle.

Język Tolkiena nie jest ciężki, jednak styl pisania zupełnie mi się nie spodobał. W zdaniu występuje więcej imion niż w nie jednej całej książce i jest to trudne do zapamiętania, a co dopiero do późniejszego rozróżnienia. Postacie mylą się, bo mają podobne nazwy, na przykład krasnoludy – Dori, Nori i Ori lub Kili i Fili. Autor rozdrabnia się nawet nad takimi rzeczami jak wspólne siedzenie przy stole lub wyciąganie instrumentów z worka, co jest dość nużące. Wydarzenia nie są rozplanowane, jest to „poplątanie z pomieszaniem”. Trudno było mi przebrnąć przez całą książkę, podchodziłam do niej wiele razy. Ma swoich fanów, lecz ja zdecydowanie do nich nie należę.

Osobom, które preferują jasny, rzeczowy opis sytuacji oraz wydzielenie odpowiedniego czasu na przedstawienie konkretnych bohaterów, książki tej nie poleciłabym. Jednak tym, którym nie przeszkadza żadne z tych rzeczy, z pewnością ją polecę. Ma swoje plusy i minusy. Jeśli nie przeczytasz, nigdy nie dowiesz się czy byłoby warto…

Kto szuka, ten najczęściej coś znajduje, niestety czasem zgoła nie to, czego mu potrzeba.

4 komentarze:

  1. Koniecznie muszę przeczytać "Hobbita" przed obejrzeniem filmu, wybrałabym jednak przekład Marii Skibniewskiej - fani twierdzą, że jest najlepszy. Czytałam "władcę Pierścieni" i właściwie tylko "Drużyna Pierścienia" mi się podobała, kolejne tomy mnie wynudziły, niestety...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś dwa razy do niego podchodziłam i nie mogłam ukończyć. Może teraz by się udało. Myślę, że za jakiś czas na pewno spróbuję, ale na chwilę obecną nie mam motywacji ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzja mnie nie zachęciła. Czytam w tej chwili inną książkę z fantastyki "Gra o tron" i denerwuje mnie duża liczba imion, które mi się mylą. Wolę przejrzystość.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś właśnie zaopatzryłam się w "Hobbita". Wracam do twórczości Tolkiena. Gdy miałam 15 lat , czyli jakiś czas temu:) jeżdząc do szkoły autobusem zaczytywałam się w "Władcy pierścienia".

    OdpowiedzUsuń