poniedziałek, 16 grudnia 2013

Zdobywam zamek - Dodie Smith

O książce Dodie Smith „I Capture the Castle” opowiadały mi wielokrotnie moje koleżanki z pracy, nazywając ją książką ich młodości i ukochaną powieścią. Toteż kiedy przeczytałam w „Mieście książek”, że po ponad siedemdziesięciu latach ukazał się wreszcie polski przekład, pospiesznie książkę kupiłam i zaczęłam czytać. Wyobrażałam sobie, że to jest dokładnie taki tytuł, jakiego mi teraz potrzeba, czarujący, nieco lukrowany, mający w sobie ten urok, który dla mnie mają na przykład książki Lucy Maud Montgomery z „Błękitnym zamkiem”, wspomnianym na okładce, na czele.
Szybko okazało się, że „Zdobywam zamek” nie ma dla mnie tej magii, co książki Montgomery, a z „Błękitnym zamkiem”, moją powieścią młodości, ma wspólny tylko tytuł.

„Zdobywam zamek” to historia spisana piórem Cassandry , która traktuje swój dziennik jako swoiste ćwiczenie w drodze do kariery pisarki. Romantyczna, niezwykle wrażliwa, doskonała nastoletnia obserwatorka, próbuje uchwycić chwile z życia swojej nietuzinkowej rodziny. Rodziny, która wynajmuje zachwycający zamek, położony w odludnej, przepięknej okolicy, jednocześnie zaś klepie biedę. Ojciec jest twórcą jednej genialnej książki, po której nie napisał już niczego innego, siedzi sobie więc zamknięty w wieży, niby
Filmowa Cassandra - źródło
pracując, a faktycznie żyjąc w swoim świecie, czytając książki i nie robiąc absolutnie nic, aby polepszyć standard życia swojej pięcioosobowej rodziny. Wszystko zostaje na głowie przecudnej urody macochy Topaz oraz starszych dziewczyn – Cassandry i jej siostry Rose. Wszystkie panie robią wszystko, co w ich mocy, aby wyżywić rodzinę i zadbać o resztki garderoby. Ciągle pozująca Rose jest panną na wydaniu, która marzy o wielkiej miłości, ale także chce się wyrwać z nędzy panującej w zamku, toteż jej wybranek serca musi spełniać majątkowe oczekiwania. Los rodziny odmienia się, kiedy w pobliskim dworze zjawia się nowy właściciel ze swoim bratem...

Nie przeczę, że oczekiwałam książki wybitnej, arcydzieła niemal. Tymczasem książka podobała mi się, ale nie zachwyciła, mimo, że jest w klimacie tak lubianych przeze mnie książek sióstr Brontë czy samej Austen, w którym świetnie się odnajduję i lubuję. Sama Cassandra z  jej naiwnością i
romantyzmem z jednej strony, a dojrzałością i trzeźwością oceny sytuacji z drugiej, podbiła moja serce. Sama jednak historia jest dosyć banalna i przewidywalna, nie ma nawet powodu, aby doszukiwać się tutaj jakieś spektakularnej głębi. Napisana dobrze, toteż nie rozumiem, dlaczego czasami aż tak mi się dłużyła.

Być może miał na to wpływ fakt, że jak tylko przeczytałam o pięknej Topaz, to przypomniałam sobie, że oglądałam kiedyś ekranizację tej powieści i sceny z filmu miałam często przed oczyma podczas lektury. A może po prostu przeczytałam tą książkę za późno, może gdybym sięgnęła po nią będąc nastolatką, to wtedy podbiłaby moje serce. “Zdobywam zamek” ma swój urok i czar książki z myszką, miałam chyba po prostu nieco zawyżone oczekiwania i trudno mi się pozbyć tej nuty rozczarowania.