wtorek, 29 stycznia 2013

"DOM FLORY" KATIE FFRODE


Flora to dziewczyna, która zawsze wybierze elegancję. Nawet na długą podróż założy piękne buty, nie mające nic wspólnego z poczuciem wygody. Od początku też dostrzec można w niej skłonność do zakupoholizmu. Brak pieniędzy na koncie wynagradza szafka pełna włoskiego obuwia. Cóż, różne są sposoby na życie.
Nieoczekiwanie dziewczyna dostaje spadek w postaci większości udziałów w firmie swojego wuja, zajmującej się sprzedażą antyków, mebli i przeróżnych drobiazgów. Wyjeżdża więc z Londynu, wynajmuje mieszkanie i rusza na prowincję. Na miejscu dowiaduje się, że współwłaściciel firmy, jej kuzyn Charles, najchętniej by odkupił część jej spadku, by zapewnić udziały swojej narzeczonej. Zarówno on, jak i Annabelle od poczatku traktują Florę bardzo nieuprzejmie, widząc w niej rozkapryszoną blondynke, dla której działalność zarobkowa jest tylko chwilową fanaberią.
Flora postanawia im udowodnić, że się mylą i nie zważając na brak sklepów, rozrywek, mieszkanie w leśniczówce zostaje w miasteczku.
"Dom Flory" miał chyba w założeniu trafić do gustów szerokiego grona odbiorców. Z jednej strony mamy motyw odnajdywania swojego miejsca, w oteczeniu całkiem innym od dotychczasowego i odkrywania uroków prostego życia, w spokoju, z dala od wielkich miast, gdzie wszystko biegnie innym rytmem. Z drugiej strony istnieje tu też wątek uczuciowy oparty na dwóch typach mężczyzn. Jeden to solidny, bezpieczny, godny zaufania, na którym można zawsze polegać. Drugi zaś ma opinię kobieciarza i wszyscy wokół ostrzegają bohaterkę przed jego zgubnym wpływem. Nie bez znaczenia jest również to, że ten solidniejszy jest już zajęty.
Wszystko fajnie. Miało być lekko, przyjemnie, czasem zabawnie. Miało być, ale nie było niestety.
Jest to książka zadziwiająco mdła. Zasygnalizowane zostają przeróżne problemy. Annabelle chce zlikwidować firmę, Charles jest zadłuzony u jej ojca i raczej trudno jest mu, jej się przeciwstawić. Konflikt goni konflikt, ale my otrzymujemy tylko ich sygnały. Żdanej konkretnej awantury, intrygi, nawet w komediowym charakterze.
Jeżeli już dojdzie do jakiegoś nieporozumienia, albo któryś z bohaterów odważy się wypowiedzieć swoje zdanie, to zaraz zastępują sceny grzecznych przeprosin, uzupełnionych komplementem i ogólnie wszyscy spijają sobie z dzióbków. W tej dosyć obszernej powieści po prostu brak jakiegokolwiek napięcia.
Najbardziej drażniło mnie to, że wszelkie informacje o bohaterach musi przyjąć za pewnik, nic nie pozwala nam ich zweryfikować, czy potwierdzić. Na przykład taki Henry - kobieciarz. To, że to potencjalnie osobnik raczej nie wart zachodu jest nam tylko oznajmione. I to wszystko. A ja sobie ostrzyłam ząbki na jakąś emocjonującą scenkę z nim, rozczarowaną Florą i jakąś trzecią zołzą.
Autorka niestety nie wykorzystuje możliwości jakie dają wszystkie motywy, z ktorych korzystała przy konstruowaniu fabuły.
Wyszło bardzo nijako.

Wyzwania: Tea Time z Corridą
                  Booktroter: Anglia

Opublikowane wcześniej na blogu: KSIĄŻKOWE PODRÓŻOWANIE

1 komentarz: