Wszyscy znamy bartlebych: to istoty
przepełnione głęboką negacją świata. Ich nazwa pochodzi od nazwiska
skryby Bartleby'ego z opowiadania Hermana Melville'a, kopisty, który
chyba nigdy nic nie czyta (...) zawsze odpowiada tymi samymi słowami:
- Wolałbym nie.
Enrique Vila-Matas, pisarz hiszpańskiego pochodzenia, stworzył książkę
metaliteracką, będącą połączeniem formy esejów na temat powstałej i
niestworzonej literatury i pamiętnika balansującego między
rzeczywistością a fikcją. Wcielił się w rolę niepiszącego od dwudziestu
pięciu lat mężczyzny, który postanawia stworzyć przypisy do niewidzialnego tekstu.
Chce sporządzić swoistą antologię pisarzy, którzy przestali nimi być -
nagle porzucili świetnie zapowiadającą się karierę pisarską lub nawet
jej nie rozpoczęli...Nasz pamiętnikarz pisze o tym, dlaczego nie mogli
zacząć tworzyć świata literatury pięknej lub nagle wycofali się w cień,
uparcie milcząc i nie wyjawiając prawdziwego powodu ucieczki. Niektórzy
stworzyli postacie literackie będące odpowiednikami bartleby'ego - czy
przelali wobec tego w nich swoje obawy?
Ciekawe, czy potrafię tak pisać. Jestem
przekonany, że już samo węszenie w labiryncie Nie może otworzyć drogi
wiodące do literatury jutra. Ciekawe, czy umiem je nakreślić.
Vila-Matas w swojej eseistycznej książce zaprasza na wycieczkę po owym labiryncie Nie i obiecuje zajrzeć w zakamarki należące do poszczególnych pisarzy Nie.
Przez jego rozmyślania przewijają się bardzo znane postacie, takie jak
Kafka, Salinger lub Baudelaire oraz wizerunki mniej znanych badaczy
historyczno-literackich. Pisarz skupia się na paskudnym zespole objawów,
które przyczyniają się do uczucia niemocy twórczej, frustrującej i
niepożądanej lub przyjętej ze spokojem, będącej wyborem, stara się
dotrzeć do jak największej ilości Bartlebych, czy to rzeczywistych, czy
fikcyjnych.Niektóre powody są prozaiczne i nie chce się w nie wierzyć:
-No bo umarł mi wuj Celerino, a to od niego znałem wszystkie historie.
A niektóre skrzętnie skrywane i niewyjaśnione lub mające ciekawe ideologiczne podłoże.
Bartleby i spółka to książka wyjątkowa, intrygująca i zasługująca
na uwagę ciekawostka czytelnicza. Odprężyłam się przy niej dzięki
swobodnemu stylowi autora, który z łatwością łączy fikcyjną postać i jej
emocje, spontaniczne wtrącenia życiowe z notowanymi postępami w
śledzeniu rzeczywistych bartlebych. Eseistyczny styl nie nuży, nie męczy
i nie wymaga wysiłku przy czytaniu, a i elementy czysto pamiętnikarskie
są naturalnie okalają całość. Pisarz przechodzi od jednej postaci do
kolejnej, tworząc sieć związków między nimi, a ja z niecierpliwością
czekam, kogo tym razem wyciągnie z cienia na światło dzienne. Bez
wątpienia sięgnę po jego inne książki, również utrzymane w eseistycznym
duchu.
Wiele lat później Beckett powie, że nawet słowa nas porzucają, a tym samym wszystko zostaje powiedziane.
Ciekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuń