wtorek, 11 grudnia 2012

Bartleby i spółka - Enrique Vila-Matas

Wszyscy znamy bartlebych: to istoty przepełnione głęboką negacją świata. Ich nazwa pochodzi od nazwiska skryby Bartleby'ego z opowiadania Hermana Melville'a, kopisty, który chyba nigdy nic nie czyta (...) zawsze odpowiada tymi samymi słowami:
- Wolałbym nie.

Enrique Vila-Matas, pisarz hiszpańskiego pochodzenia, stworzył książkę metaliteracką, będącą połączeniem formy esejów na temat powstałej i niestworzonej literatury i pamiętnika balansującego między rzeczywistością a fikcją. Wcielił się w rolę niepiszącego od dwudziestu pięciu lat mężczyzny, który postanawia stworzyć przypisy do niewidzialnego tekstu. Chce sporządzić swoistą antologię pisarzy, którzy przestali nimi być - nagle porzucili świetnie zapowiadającą się karierę pisarską lub nawet jej nie rozpoczęli...Nasz pamiętnikarz pisze o tym, dlaczego nie mogli zacząć tworzyć świata literatury pięknej lub nagle wycofali się w cień, uparcie milcząc i nie wyjawiając prawdziwego powodu ucieczki. Niektórzy stworzyli postacie literackie będące odpowiednikami bartleby'ego - czy przelali wobec tego w nich swoje obawy?

Ciekawe, czy potrafię tak pisać. Jestem przekonany, że już samo węszenie w labiryncie Nie może otworzyć drogi wiodące do literatury jutra. Ciekawe, czy umiem je nakreślić.

 Vila-Matas w swojej eseistycznej książce zaprasza na wycieczkę po owym labiryncie Nie i obiecuje zajrzeć w zakamarki należące do poszczególnych pisarzy Nie. Przez jego rozmyślania przewijają się  bardzo znane postacie, takie jak Kafka, Salinger lub Baudelaire oraz wizerunki mniej znanych badaczy historyczno-literackich. Pisarz skupia się na paskudnym zespole objawów, które przyczyniają się do uczucia niemocy twórczej, frustrującej i niepożądanej lub przyjętej ze spokojem, będącej wyborem, stara się dotrzeć do jak największej ilości Bartlebych, czy to rzeczywistych, czy fikcyjnych.Niektóre powody są prozaiczne i nie chce się w nie wierzyć:
-No bo umarł mi wuj Celerino, a to od niego znałem wszystkie historie.
A niektóre skrzętnie skrywane i niewyjaśnione lub mające ciekawe ideologiczne podłoże.

Bartleby i spółka to książka wyjątkowa, intrygująca i zasługująca na uwagę ciekawostka czytelnicza. Odprężyłam się przy niej dzięki swobodnemu stylowi autora, który z łatwością łączy fikcyjną postać i jej emocje, spontaniczne wtrącenia życiowe z notowanymi postępami w śledzeniu rzeczywistych bartlebych. Eseistyczny styl nie nuży, nie męczy i nie wymaga wysiłku przy czytaniu, a i elementy czysto pamiętnikarskie są naturalnie okalają całość. Pisarz przechodzi od jednej postaci do kolejnej, tworząc sieć związków między nimi, a ja z niecierpliwością czekam, kogo tym razem wyciągnie z cienia na światło dzienne. Bez wątpienia sięgnę po jego inne książki, również utrzymane w eseistycznym duchu.

Wiele lat później Beckett powie, że nawet słowa nas porzucają, a tym samym wszystko zostaje powiedziane.

1 komentarz: