poniedziałek, 4 lutego 2013

"Trzynasta opowieść" Diane Setterfield



„Trzynasta opowieść” Diane Setterfielg to książka, którą czytałam z największą przyjemnością. Cóż mnie tak w niej pociągało? Na pewno to powieść, w której książki są żywe, są ważną jej częścią. Wiele tytułów jest tam wspomnianych, w tym najczęściej „Jane Eyre”, „Wichrowe Wzgórza” oraz „Kobieta w bieli” Wilkie Collins. Tej ostatniej nie znam, ale wymieniono ją w książce tyle razy, że wpisałam ja na swoją listę poszukiwanych książek, bo mam wrażenie, że ominęło mnie w literaturze coś ważnego i pięknego.
Główni bohaterowie są z książkami również bardzo związani. Główna bohaterka Margaret Lea to córka antykwariusza. Jej dom to dwa światy, na górze, obcy Margaret, sterylny, jasny świat jej matki, a na dole ciemne, zakurzone królestwo tysiąca książek władane przez jej ojca i nią samą. Czyż nie najpiękniejsze miejsce na świecie dla każdego mola książkowego? Rano praca przy katalogowaniu zbiorów, wysyłanie zamówionych książek, a popołudniu czas na lekturę w oczekiwaniu na zbłąkanego klienta.  Doskonale mogę wyobrazić siebie w takiej pracy.  Zapach starych książek, dotyk gładkiej skóry i chropowatych stron, cisza i mnóstwo czasu na czytanie... Margaret, specjalizująca się w biografiach zmarłych osób, mówiła o sobie, że inni dbają o groby, ona dba o książki ludzi, którzy odeszli. Znani lub całkowicie spowici mrokiem historii i zapomnieniem – ci właśnie byli jej najdroższymi przyjaciółmi.

„Trzynasta opowieść” to książka, w której druga bohaterka – Vida Winter, autorka kilkudziesięciu bestsellerowych powieści,  ma ogromną bibliotekę, w której znajdują się wszystkie możliwe wydania jej własnych książek oraz innych, jej ukochanych. Większość  książkoholików rozumie tą potrzebę posiadania wszystkich dostępnych wydań ukochanej powieści, bo przecież każde różni się okładką, czcionką, fakturą papieru, może być dostępna w różnych tłumaczeniach, w różnych językach... Ukochanej książki nigdy nie dosyć, i chociaż znamy jej obszerne fragmenty na pamięć, to wciąż odnajdujemy przyjemność w czytaniu kolejnych fragmentów z różnych jej wersji. I na koniec – nie mogło być inaczej, ta książka musiała mnie zachwycić, jeśli na jej stronach jako lekarstwo na chorobę zaleca się czytanie książek: „Sięgnęłam po receptę. Zamaszystym pismem zapisał: sir Arthur Conan Doyle „Przygody Sherlocka Holmesa”. Po dziesięć stron dwa razy dziennie, aż do zakończenia kuracji”.

Książkowy świat to tylko tło, bo najważniejsza jest historia.  Vida Winter sfabrykowała na potrzeby mediów setki swoich własnych biografii, nikt nie zna jej prawdziwej historii. Sama kończy już swoja życiową wędrówkę i postanawia po raz pierwszy opowiedzieć komuś prawdę, ponieważ „(..) milczenie nie jest naturalnym środowiskiem dla ludzkich historii. One potrzebują słów. Bez nich blakną, chorują i umierają. A potem straszą po nocach...”.
Wśród grona wielu biografów wybrała Margaret, osobę praktycznie nieznaną, która napisała tylko kilka szkiców. Jednak jedna jej praca przekonała Vide, że to będzie właściwa osoba. Ta historia to rozdział jej najsłynniejszej książki „Trzynastu opowieści”, w której znajduje się tylko dwanaście historii. Tą ostatnią, trzynastą, Margaret będzie odkrywać kawałek po kawałeczku, zlepiać strzępki i wypełniać puste, niedopowiedziane miejsca. Trzynasta opowieść to spuścizna Vidy, historia jej życia i jej najbliższych, tych żyjących i tych zmarłych.
Każdy ma jakąś historię. To jest jak z rodziną. Możesz nie wiedzieć, kim jesteś, mogłaś ją stracić, ale ona mimo to istnieje. Możesz ja porzucić, możesz się od niej odwrócić, ale nie możesz powiedzieć, że jej nie masz”.

Książka nie tylko jest napisana pięknym językiem, ale też dobrze skomponowana. Lubię powieści, które mają wstęp, środek i zakończenie. Podczas lektury czułam mrowienie w karku, kiedy wraz z Margaret, strona po stronie, dochodziłam powoli do prawdy. Nie była to prosta droga. Kluczyłam, błądziłam, wracałam do punktu wyjścia, aby zostać kompletnie zaskoczona zakończeniem.  Mroczna, wiejąca grozą historia, gdzie po poznaniu jednego szczegółu ma się pewność, że kolejny będzie jeszcze bardziej niewiarygodny.  Ma w sobie magnetyzm, który przyciągnął mnie i opętał na kilka wspaniałych, czytelniczych godzin. 

Przeczytałam wiele zarzutów dotyczących tej powieści. Dłużyzny – ja ich nie znalazłam, poza tym, czy każda książka ma mieć tylko 200 stron napisanych dużą czcionką? Widoczne wpływy sióstr Bronte – wrzosowiska i mroczny klimat – no i co z tego, każdy czerpie skądś inspiracje. Nieudolna stylizacja na powieść gotycką przeniesioną do czasów współczesnych – dla mnie jak najbardziej udana. Jeśli prawdą jest to, że każda książka znajdzie swojego czytelnika, to cieszę się, że "Trzynasta opowieść" znalazła właśnie mnie. 


1 komentarz: