![]() |
Juan Ramón Jiménez źr. artgerust.com |
Zawodność ludzkiej pamięci zmusza nas do podejmowania
prób zatrzymania minionych chwil na różne sposoby. Powstają pamiętniki,
kręcone z ręki filmy, kolaże kolorowych fotografii. Noblista Juan Ramón Jiménez wspomnienia uchwycił w swych poetyckich miniaturach "Srebrzynek i ja: Elegia andaluzyjska".
"Srebrzynek
jest nieduży, kosmaty i miękki; tak pulchniutki na zewnątrz, że zdaje
się cały z waty, jak gdyby nie miał kości. Tylko błyszczące dżety jego
oczu mają twardość chrabąszczy z czarnego kryształu."[1] -
tak Juan opisuje swojego przyjaciela, osiołka o sierści przywołującej
na myśl księżycowe srebro. Razem podróżują po andaluzyjskim miasteczku
Moguer, niegdyś konkwistadorskiej siedzibie. I to właśnie zapis tych
wypraw jest tematem książki. Jiménez zachwyca się ulotnością chwil. W
swych poetyckich monologach, skierowanych do sympatycznego osiołka,
opisuje otaczający go świat. Z ich zapisów powstała swego rodzaju kronika życia mieszkańców Moguer.
Język,
choć dziś już nieco przestarzały, jest piękny, plastyczny, nasycony
nostalgią. W tej niewielkiej książeczce przeplatają się smutek i radość.
Jiménez jest bystrym obserwatorem. Dzieli się nie tylko tym co piękne,
wywołujące na twarzy rozmarzenie i uśmiech, ale także zwraca uwagę na
dramaty dorosłych, dzieci oraz zwierząt. Autor nie krzyczy, nie
dramatyzuje. Przewracając kolejne strony, miałam wrażenie, że szeptem
opowiada swe historie, szeptem nasyconym czułością, miłością, dobrocią.
Ze współczuciem opowiada o nieszczęściach, z rozmarzeniem o pięknie.
Jego słowa mają w sobie magię.
"Ja postępuję z
osiołkiem, jak gdyby to było dziecko. Jeżeli droga staje się wyboista i
męczy go trochę, schodzę, żeby mu ulżyć. Całuję go, oszukuję, droczę się
z nim... On rozumie dobrze, że go kocham, i nie ma do mnie urazy. Jest
tak podobny do mnie, tak odmienny od innych... aż uwierzyłem w końcu, że
śni moje własne sny."[2] Ten fragment zatytułowany "Przyjaźń" chwycił mnie za serce.
Napisać
tak, by czytelnik miał przed oczami żółte łąki irysów, pola pokryte
dywanem suchych liści, ulice miasteczka, sosnowy las, napisać tak, by
czytający poczuł zapach róż i ciepło grudniowego ogniska, napisać tak,
by słowa zmieniły się w obrazy, zapachy, dźwięki, oto prawdziwa sztuka.
Ileż ciepła i wrażliwości trzeba mieć w sobie, żeby w tak pięknych,
nasyconych uczuciami słowach nakreślić widziany świat... A gdy już
dotrze się do ostatniej strony, aż łza się w oku kręci, że to już
koniec, że nic nie trwa wiecznie.
Ale... "Srebrzynku, ty widzisz nas, prawda?"[3]
"Srebrzynek
i ja" zawiera sto szesnaście poematów. Nie jest to zbiór kompletny. W
Posłowiu Janusz Strasburger wyjaśnia, że niektóre poetyckie miniatury
okazały się zbyt trudne do przełożenia na język zrozumiały dla polskiego
czytelnika, gdyż zawierały zwroty, których bez szkody dla poetyckości
języka, przetłumaczyć się nie udało. Inne tłumacz uznał za mało
atrakcyjne pod względem artystycznym lub nadmiernie nasycone brutalnym
naturalizmem. Zbiór impresji powstał po powrocie Noblisty ze szpitala
psychiatrycznego, dokąd pisarz i poeta trafił po załamaniu nerwowym
wywołanym śmiercią ojca. Przyjazd w znane Jiménezowi z dzieciństwa
rejony, miał mu pomóc odzyskać utracony spokój.
---
[1]Juan Ramón Jiménez, "Srebrzynek i ja", przeł. Janusz Strasburger, wyd. Instytut Wydawniczy Pax, 1979, s. 7.
[2]Tamże, s. 47
[3]Tamże, s. 145.